Zbliżającą się zimę poznajemy nie tylko po coraz niższej temperaturze, spadających z drzew liściach, szybkich zachodach słońca. Także po tym, że ludzie zaczynają skarżyć się na zanieczyszczone powietrze. Z wielu kominów wydobywa się dym. Budzi to protesty sąsiadów, którzy walczą z tym na różne sposoby, proszą o interwencję Straż Gminną. Tematowi temu poświęcają mnóstwo miejsca w mediach społecznościowych.
Dla strażników wezwanie do dymiącego komina to chleb codzienny. Jeżdżą, sprawdzają sygnały, kontrolują kotłownie. I bardzo rzadko doszukują się nieprawidłowości. Z kominów wydobywają się kłęby czarnego, śmierdzącego, snującego się nad okolicą dymu, ale nikt nie popełnia wykroczenia. Jak to wytłumaczyć? Przyczyną jest używane do ogrzewania domów paliwo. Fatalnej jakości, ale dopuszczone do użytku.
Proces wymiany źródeł ciepła na nowoczesne trwa. Dymiących kominów będzie coraz mniej, ale trochę potrwa, zanim znikną całkowicie. Jest to jednak nieuniknione. Rośnie świadomość ekologiczna (choć nie tak szybko, jak byśmy sobie tego życzyli), w życie chodzą coraz bardziej surowe przepisy. Nie powstrzymamy tego. Podobnie było z paleniem papierosów.
Jeszcze kilka lat temu było to dozwolone niemal wszędzie. Nikomu nawet do głowy nie przychodziło, by zakazywać. Dym towarzyszył nam wszędzie, nawet w samolotach, sztucznie podzielonych na strefy dla palących i dla niepalących. Dziś tego sobie nie wyobrażamy, zapalenie w publicznym miejscu to nie tylko nietakt, ale i poważne wykroczenie. Na papierosa można wychodzić w miejsca ściśle wydzielone, odizolowane. Z używaniem węgla i udających go materiałów będzie podobnie. Także od nas zależy, czy to przyspieszymy.