Zbieraniem pieniędzy do puszek Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zajmowały się w gminie Komorniki 54 osoby. Puszek tych było 40, do tego trzeba doliczyć 8 stacjonarnych. Dobrze spisali się harcerze, działający głównie w centrum handlowym, ale gminny rekord ustanowiła Alicja Stanecka, przekraczając 6 tysięcy zł. To nie pierwszy jej dobry wynik. Uzbierana tu kwota, po zakończeniu wciąż trwających licytacji, z pewnością przekroczy 130 tysięcy zł. Organizacja gminnego finału nie kosztowała ani złotówki.
O niektórych ludziach można powiedzieć, że mają szczęście do pieniędzy, zawsze dużo ich uzbierają. Jednak Alicja Stanecka, jak zapewnia, swoich osiągnięć nie zawdzięcza szczęściu. – Trzeba po prostu stać przez wiele godzin, od 7 do 20 i zbierać. Puszka była na moje nazwisko, ale towarzyszyli mi przyjaciółka, brat, siostra przyjaciółki. Stoimy przed kościołem św. Faustyny w Plewiskach, ale bez przerwy, gdy innych wolontariuszy widać tam tylko wtedy, gdy kończy się msza – opowiada.
W tym roku w puszce Alicji Staneckiej znalazło się 6216 zł. Rok temu było 5208 zł. W poprzednich latach nieco mniej, ale i tak za każdym razem najwięcej w całej gminie. Wolontariuszka mieszka w Plewiskach. Jest aktywna, udziela się w rajdach organizowanych w gminie. Na uczelni w Kaliszu studiuje filologię angielską. Dlaczego aż tam? – Bo ten kierunek połączony jest z pedagogiką, w Poznaniu było osobno – tłumaczy.
Jak zauważyła, od ostatniego roku pieniądze do puszek wrzuca coraz więcej starszych osób. Wcześniej było z tym różnie. – Widocznie przekonuje ich, że kupowany przez Orkiestrę sprzęt przydaje się pacjentom – mówi wolontariuszka. Czy potwierdza, że na aktywność i ofiarność Polaków wpływała postawa władzy, nie mającej zrozumienia dla społeczeństwa obywatelskiego? – Być może. Nie pytam ludzi o poglądy, ale z pewnością uaktywnili się ludzie starsi. Może zależy to od telewizji, którą oglądają?
Osobą starszą jest inny wolontariusz, który uzyskał świetny wynik – pan Adam Frankiewicz. Jego puszka, jak się okazało po przeliczeniu, zawierała ponad 5 tysięcy złotych. – To chyba zbieg okoliczności. Tak się złożyło, nie ma w tym mojej wielkiej zasługi. Stałem w miejscu, w którym nie brakowało osób chcących zostać ofiarodawcami. Gdzieś indziej mogłoby być inaczej, zwłaszcza gdyby obok stanęli inni wolontariusze z puszkami – twierdzi pan Frankiewicz.
Wolontariuszem był już siódmy raz. Z roku na rok zbiera coraz większą kwotę. Jak z tego wynika, to nie tylko kwestia szczęścia, ale daru przyciągania pieniędzy. Warto się trzymać takich osób. – Moja żona jest tego samego zdania – uśmiecha się pan Adam.