Oczywiście sama by nie wyrosła. Pan Zbyszko Markiewicz włożył mnóstwo pracy, czasu i serca, by wyhodować taki okaz. Nikt jej zważył, ale na podstawie tabeli OTT można oszacować wagę okazu uwzględniając główne jego wymiary, takie jak odległości od ziemi do najwyższego punktu, obwodu ogonek-łodyga. Dynia z Rosnówka waży ok. 270 kg.
Choć z zawodu jest ogrodnikiem, to o taki wyczyn pokusił się po raz pierwszy. – Byłem na zawodach, spodobało mi się, postanowiłem sprawdzić się w hodowaniu olbrzymich warzyw – mówi. Zamówił nasiona o odpowiedniej genetyce, bo takie są do tego celu potrzebne. Ta odmiana dyni nosi nazwę Atlantic Giant. Posadził cztery nasiona, ale zakiełkowało tylko jedno, nie od największej sztuki. Potem się przekonał, że to nie jest dobry rok dla takich warzyw.
Przygotowania do wyhodowania dyni-giganta zaczął z wyprzedzeniem. Trzeba było przygotować glebę – przywieźć trzy tony obornika od sprawdzonego gospodarza, do tego podłoża do pieczarek. Do dzieła musiały przystąpić zawarte w specjalnym płynie mikroorganizmy przyspieszające rozkład nawozów organicznych. Zabiegi pielęgnacyjne, takie jak opryskiwanie przeciwko mączniakowi, zajmowały potem mnóstwo czasu. Non stop trzeba było usuwać pojawiające się owoce, by cały impet rozwojowy szedł w ten jeden, wybrany. Likwidacji ulegały pędy trzeciego rzędu, zostawały tylko pierwszo- i drugorzędowe.
Dynia miała ogromne pragnienie: codziennie, przy wcale nie upalnej pogodzie, pochłaniała dwa razy po sto litrów wody. Pan Zbyszko ma w ogrodzie studnię, wykorzystywał też deszczówkę, a woda przed podlaniem musiała dwa dni odstać. Powierzchnia krzaka zajmowała ok. 50 metrów kwadratowych, więc potrzeby musiały być duże. Jako debiutant pan Zbyszko posługiwał się wiedzą internetową, dzwonił też do ogrodników wyspecjalizowanych w tej dziedzinie.
Nie brakowało chwil zwątpienia.– Byłem bliski rezygnacji, gdy wskutek czerwcowego gradobicia dynia mocno oberwała, straciła połowę liści. Potem pękł mi główny pęd, musiałem wyprowadzić boczne, co opóźniło rozwój warzywa o dwa tygodnie. W sierpniu nadeszły zimne noce, co też dyni nie posłużyło – opowiada.
Zamierzał wybrać się ze swoją dynią na ogólnopolski konkurs, zniechęcił się jednak problemami logistycznymi. Trzeba byłoby postarać się o dźwig i specjalistyczne pasy, nikt przecież takiego kolosa nie podniesie, nie załaduje. Doszedł poza tym do wniosku, że po pogodowych perypetiach nie ma szans na podium. Jak się jednak okazało, jego warzywo osiągnęło wagę zbliżoną do zwycięskiego.
Jaki los spotka dojrzałą, wciąż rosnącą w ogrodzie dynię-giganta? – Nikt jej do celów spożywczych nie wykorzysta, nie ma szans. Przekażę ją na paszę dla zwierząt – zdradza ogrodnik.
