Pożytecznym owadom, trzmielom i pszczołom, poświęcone zostało kolejne spotkanie zorganizowane przez stowarzyszenie Uniwersytet Międzypokoleniowej Integracji – Nauka i Kultura. Dom Kultury „Nad Wirynką” w Łęczycy zapełnił się osobami zaciekawionymi tym fascynującym tematem. Wśród nich byli wójt Jan Broda i dyrektor GOK Damian Konieczek. Nikt nie wychodził rozczarowany.
Każdy mógł spróbować różnych gatunków miodu, obejrzeć akcesoria używane przez współczesnych pszczelarzy i wydawnictwa poświęcone hodowaniu owadów. Prelegenci przedstawili mnóstwo ciekawych informacji, słuchało się ich z zapartym tchem, a muzycznym przerywnikiem były występy zespołu „Komorniczanie” prowadzonego przez Zenona Dolatę, solistę w jednym z utworów, a wszystkie nawiązywały do tematu spotkania. Nie mogło zabraknąć piosenki z bajek o Pszczółce Mai.
Profesor Henryk Mruk, jak wyznał, pszczelarzem został 50 lat przez emeryturą, czyli tuż po studiach. Traktuje to jako hobby, ale jego wiedza w tej dziedzinie jest rozległa. Ciekawe informacje przedstawiał jak zwykle ze swadą, słuchacze doceniali poczucie humoru pana profesora. Opowiedział o łagodnych, sympatycznych trzmielach, które w przeciwieństwie do pszczół potrafią żyć w zamkniętych pomieszczeniach, dlatego właścicielom szklarni służą do zapylania roślin. Królowe zimują w ziemi, najchętniej na miedzach.
Bartnictwo znane było ludziom już w czasach prehistorycznych, gdy naśladowali niedźwiedzie, dobierające się do dziupli z gniazdami pszczół, podkradających im miód. Wymagało to mało wygodnej i bezpiecznej wspinaczki, więc z czasem ludzie wpadli na pomysł ścinania drzewa, z reguły miękkiego, bo takie lubią pszczoły, jak lipy i topole. Po przewróceniu pnia mieli dostęp do miodu na wyciągnięcie ręki.
Profesor Mruk przedstawił fascynujące fakty z życia pszczół. Zapylają one rośliny, a natura posługuje się marketingiem, by je zwabić – zapachem, kolorami, wydzielanym nektarem. Zbierając to, co im potrzebne, przemieszczając się z kwiatu na kwiat, owady przenoszą pyłek umożliwiając rozmnażanie się roślin. Po powrocie do ula pszczoła wykonuje taniec, a figury, ich wielkość, kolejność obrotów to informacja o położeniu pola z kwitnącymi roślinami.
Jedna pszczoła, żyjąca najwyżej kilka tygodni, zdąży wytworzyć łyżeczkę miodu, od ula oddala się na odległość do 5 kilometrów. Może być łagodna, choć znane są nie tylko takie. Wszystkie łatwo sprowokować do ataku. Nie znoszą zapachu końskiego potu, agresją reagują też na dźwięki wydawane przez towarzyszkę zaplątaną we włosy, mogą być wtedy niebezpieczne.
Zwyczaje pszczół, zapewniające im powtarzanie cyklu życia, sposób chronienia królowej i pozbywania się jej, gdy staje się zbędne, mogą człowiekowi wydawać się bezwzględne i brutalne, jednak są one niezbędne, by gatunek przetrwał. Pszczoły bez sentymentu traktują trutnia, którego celem jest zapłodnienie królowej (w czasach komunistycznych określenie to uznawano za wrogie, zastąpiono je słowem „matka”). Kiedy jest już niepotrzebny, przestają go karmić, wyrzucają z ula na pewną śmierć. Zimą pszczoły nie śpią, lecz pozostają w ruchu, by utrzymać stałą temperaturę w ulu, a wynosi ona 37 stopni.
Profesor opisał wytwory pszczół, z których korzystają ludzie, takie jak wosk, pierzga, a nawet jad. Każdy gatunek miodu ma inne wartości, może być stosowany jako lekarstwo w różnych przypadłościach, jednak nie wolno tego produktu podgrzewać. Opowiadał o apiterapii, o chorobach pszczół, takich jak groźne pasożyty i zgnilec złośliwy. Nie mogło zabraknąć kilku słów o polskiej specjalności – miodach pitnych. Profesor Mruk zachęcał do opieki nad pszczołami, ustawianiem latem poideł, najlepiej z ziołami melisy, których zapach zawsze przyciąga te owady.
Robert Katafiasz zarządza dużą firmą logistyczną, zatrudniającą kilka tysięcy osób w różnych krajach. Jak powiedział – dużo podróżuje, obserwuje życie i jest przekonany, że świata nie zbawią politycy, prawnicy, bankowcy, ekonomiści, ale rzemieślnicy, tacy jak bartnicy, miodosytnicy, pszczelarze. Życiowa mądrość, jego zdaniem, polega na odnalezieniu swego powołania, połączenia talentu z tym, czym się człowiek zawodowo zajmuje. Opisał swą drogę do pszczelarstwa.
W 2002 roku oglądał „Miodowe lata”, potem poznał związaną z tym serialem żonę, co można było potraktować jako znak. Przed siedmiu laty odwiedził go przyjaciel z Włoch, przywożąc mu w prezencie wydanie „La vita delle api” z 1916 roku. Autorem był Belg Maeterlinck, laureat Nagrody Nobla. Na jego półce była to jedyna książka stara, podniszczona, dlatego wyróżniała się i skłoniła właściciela do zapisania się na kurs języka włoskiego, by można ją było przeczytać. Potem, choć początkowo odmówił, spełnił prośbę znajomego i zaopiekował się jego ulami. Studiował stare książki, przedruki, znalazł w nich mnóstwo informacji. Został pszczelarzem.
Mówił, co człowiek może zrobić dla pszczół – posiać rośliny, posadzić drzewa miododajne. Poić owady, zrobić dla nich ule. Unikać kupowania miodów w supermarketach, z reguły fałszowanych, najczęściej przewiezionych z Chin. Zaopatrywać się w ten produkt u sprawdzonych pszczelarzy. Oddawać żonie 25 procent zarobków, gdy zostanie się już pszczelarzem. Jak wyjaśnił stawiającym dociekliwe pytania – musi to być żona własna. Prezes Katafiasz związał się z pszczołami jako 47-latek. Ostatnio zaczął sycić miody, choć nieco zniechęca go fakt, że na efekty musi poczekać 8 lat, bo tyle czasu zabiera ten proces.
Zwrócił uwagę, że pszczoły są warte zainteresowania się nimi choćby dlatego, że w przeciwieństwie do ludzi – nigdy nie popełniają błędów. Nikt nie wymyślił doskonalszego i bardziej użytecznego przedmiotu, spełniającego wszelkie potrzeby, jak pszczeli plaster z komórkami o optymalnym kształcie.