Tłum ludzi zgromadził się przed Centrum Tradycji i Kultury w Komornikach, by obejrzeć przejazd uczestników kolarskiego wyścigu Tour de Pologne. Start nastąpił na terenie Targów, peleton na prawie 200-kilometrowej trasie przejechał przez wielkopolskie miejscowości, w tym Łęczycę, Wiry, Komorniki, Plewiska. Meta usytuowana została na Torze Poznań.
Długo przed przejazdem kolarzy mieszkańcy gminy, którzy jakoś przedostali się w okolice CTK, korzystali z atrakcji w zorganizowanej dla nich Strefie Kibica. Wszystkie ulice dojazdowe zostały zamknięte z dużym wyprzedzeniem. Na skrzyżowaniach ruchem kierowali policjanci. Trudno było nie tylko przejechać, ale i przejść. Niektórzy pokładali nadzieję w trasie przy Ogrodzie Pamięci, niestety musieli zawrócić – tunel pod ulicą Poznańska, jak po każdym deszczu, wypełnił się wodą z rozlanej szeroko Wirynki.
Pod CTK mieszkańcy gminy stworzyli widoczny z góry żywy rower. Pogoda początkowo dopisywała, ale gdy ludzie powoli przemieszczali się na ulicę Kościelną, by skupić się już na oglądaniu ścigających się sportowców, zaczął padać deszcz, który zamienił się w nasilającą się chwilami ulewę, mocno wiało, błyskało i grzmiało. Trzeba było szukać jakiegokolwiek schronienia, kryć się pod namiotami GOSiR-u i GOK-u, pod drzewami, nawet pod dmuchanymi reklamami. Z gadżetów, oferowanych przez gminne instytucje, największym powodzeniem cieszyły się peleryny.
Długo trzeba było czekać na przejazd kolarzy. – Już są w Kórniku – powtarzano wiadomości. – Minęli Rogalin – informował ktoś dobrze zorientowany, bo oglądający na monitorze smartfona telewizyjną transmisję. – Dlaczego jadą tak powoli? – ktoś się niecierpliwił. – To przez pogodę – tłumaczył inny. – Nieprawda. To wina Tuska – powiedział ktoś dowcipny, wzbudzając salwę śmiechu.
Alarm wśród przemoczonych widzów, szczelnie wypełniających chodniki ul. Kościelnej, wzbudzał przejazd kolejnych pojazdów policyjnych, wozów technicznych i sędziowskich. Wreszcie rozległy się owacje i oklaski, bo zza zakrętu wyłonił się ogromny kolarski peleton. Jego przejazd trwał sekundy, rowerzyści szybko schowali się za kościołem, a trochę zawiedziona publiczność oklaskiwała dziesiątki wozów technicznych znanych w Europie grup kolarskich. Ktoś próbował liczyć przewożone na dachach rowery, wreszcie zrezygnował. – Ciekawe ile te wszystkie „kolarzówy” są warte – dociekał. Gdy ludzie zaczęli się rozchodzić, niebo było czyste, świeciło słońce.