Historia tej wyjątkowej drogi krzyżowej jest smutna i bardzo poruszająca, a wiąże się z małżeństwem Zofii Chłapowskiej (córki Dezyderego Chłapowskiego) i Jana Koźmiana, ziemianina z Lubelszczyzny. Jako szesnastolatek zaciągnął się do Powstania Listopadowego, a kiedy upadło, wyjechał do Paryża, gdzie utrzymywał kontakty z najbardziej znanymi emigrantami, w tym z Adamem Mickiewiczem.
Pod nieobecność męża, w wyniku wielu silnych przeżyć związanych z utratą dziecka, Zofia odeszła z tej ziemi odbierając sobie życie. Oszalały z rozpaczy mąż ufundował drogę krzyżową, stawiając 7 białych kapliczek, na których są umieszczone po 2 stacje – 7 odprawiamy w jedną stronę i 7 w drodze powrotnej. Cała trasa liczy 16 kilometrów. W ten sposób Jan Koźmian chciał przebłagać Boga, by odpuścił Zofii grzech, za jaki uchodzi odebranie sobie życia. O zgodę musiał prosić papieża, bo polscy hierarchowie nie chcieli na to wyrazić zgody.
Mistrzowie paryscy wykonali piękne, odlane w metalu płaskorzeźby poszczególnych stacji drogi krzyżowej. Ta droga krzyżowa to nietypowy „pomnik” dla zmarłej żony, na trasie, którą przeszedł kondukt żałobny z jej ciałem.
Na początku, gdy droga krzyżowa została poświęcona w 1855 roku, organizowano procesje, które przyciągały tłumy wiernych. W latach 50. jedna z nich liczyła około 2000 pielgrzymów. Władze komunistyczne niechętnie patrzyły na to i niezwykła trasa zaczęła popadać w zapomnienie. Tak było do początku lat 90., kiedy zawiązał się komitet mający przywrócić jej świetność. Odbudowano 2 zniszczone kapliczki i odnowiono płaskorzeźby. Oryginały, w celu ochrony, trafiły do kaplicy w Kopaszewie.
Do udziału w rowerowej drodze krzyżowej, wiodącej przez teren 3 parafii, w Choryni, Wyskoci i Rąbiniu, namówił naszą grupę Wiktor Cegiołka, który uczestniczył w niej już kilka razy. 103 osoby modliły się, jadąc wśród pól, łąk, zagajników, strumyków i bagien. Trasa, którą pokonaliśmy, na pewnych odcinkach była bardzo trudna, przez tereny piaszczyste i bagniste trzeba było prowadzić rowery i czyścić koła, gdy oblepione czarnym błotem nie chciały się poruszać.
W połowie trasy organizatorzy przygotowali dla nas poczęstunek w świetlicy w Rąbiniu – pyszny placek i herbata bardzo nam smakowały, gdyż było bardzo zimno (padał grad i deszcz). Proboszcz z Rąbinia, który z nami jechał, pokazał nam kościół w Rąbiniu i opowiedział historię rodziny Chłapowskich związanych z tą świątynią, spoczywających na terenie przykościelnym.
Zachęcamy do uczestnictwa w tej niezwykle tajemniczej drodze krzyżowej w przyszłym roku – może będzie nas 200 lub 300, jak bywało w poprzednich latach?
Maria, Grażyna, Irena, Wiktor i Edward