Klub Kolekcjonerów Znaczków Turystycznych, któremu pani szefuje, działa od pięciu lat. Szybko minął ten czas.
– Rzeczywiście, a już na pierwszych urodzinach byliśmy zdziwieni, że przetrwaliśmy i jest nas tak wielu.
Ilu członków aktualnie liczy klub?
– Na liście jest ok. 30 osób. Dwóch członków ostatnio złożyło rezygnację. To osoby wiekowe, nie dają rady uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach.
Należą też osoby spoza gminy Komorniki?
– Jesteśmy klubem otwartym, nawet na osoby spoza Wielkopolski. Jednak nasi członkowie to głównie mieszkańcy Komornik, Łęczycy, Lubonia, Poznania, Kórnika i Opalenicy. Odwiedzają nas koledzy z Zielonej Góry, Tczewa, Rawicza…
Wydawałoby się, że w zbieraniu znaczków nie ma niczego pasjonującego. Mało kto wie, że to znaczki unikalne, promujące wyjątkowe miejsca. No i że zbieranie ich wiąże się ze zwiedzaniem świata.
– Oczywiście. Ideą znaczka turystycznego jest zwiedzanie ciekawych miejsc, ale i ich promocja. To nie jest tak, że ktoś ogłosi: „Chcemy mieć swój znaczek”. Konieczny jest wniosek turystów dostrzegających potrzebę oznakowania jakiegoś miejsca. Kolekcjonerstwo znaczków to zabawa dla osób dorosłych, to gra dla świadomych ludzi.
Ile znaczków pani zgromadziła?
– Dokładnie 682. Na nich znajdują się obiekty nie tylko polskie, ale czeskie, słowackie, ukraińskie, brytyjskie, węgierskie… Koledzy mają dużo więcej, nawet powyżej 1000.
Ile sztuk jest do zdobycia?
– W tej chwili ok. 1100 polskich kolekcjonerskich. Są też okolicznościowe i noworoczne upamiętniające ważne wydarzenia, patrona danego roku, rzekę. Taki znaczek kosztuje 8 zł, ale czasami, żeby go zdobyć, trzeba zapłacić niemałe kwoty, podróże przecież kosztują. Członkostwo w klubie koszty te zmniejszają, rozkładają się na większą liczbę osób.
Kto decyduje o wyróżnieniu obiektów znaczkiem turystycznym?
– Konieczny jest wnioskodawca, który albo się zgodzi na upamiętnienie swego miejsca, albo nie, bo to on za to płaci.
Jak duże są to kwoty?
– Wydanie pierwszych 200 szt. znaczków kosztuje ok. 1300 zł. Ale na sprzedaży zarabia się ok. 1600 zł. Nie traci się więc, jednak pieniądze trzeba najpierw wyłożyć. Czyni to prywatny właściciel obiektu, samorząd, proboszcz parafii z ciekawym kościołem, czasami większa instytucja.
Na przykład kolej, jak w przypadku znaczka z mostem łukowym w Wirach?
– Nie, znaczek z tym charakterystycznym mostem finansował Gminny Ośrodek Kultury w Komornikach. Żeby jednak most było dobrze uwidoczniony, trzeba było posprzątać i usunąć dziko rosnące chaszcze. I tu zaczęły się problemy, uwidocznił się bezwład organizacyjny kolei. Pół roku starałam się o zgodę na uprzątnięcie ich miejsca! Zdobyłam pozwolenie, gdy wszyscy dyrektorzy i kierownicy mieli mnie już dość.
Co się dzieje po wydaniu zgody na wydanie znaczka?
– Wysyła się materiały do prezesa firmy Znaczki Turystyczne Polska, do Złotego Stoku. Odbiera zdjęcia i zlecenie od właściciela obiektu. Do niego należy decyzja ostateczna. Jeśli zaakceptuje wniosek, materiały trafiają do Czech, gdzie znajduje się główna centrala firmy Znaczki Turystyczne. Zdarza się, że jakiś znaczek nie zostanie zaakceptowany, jak np. nasz Kątnik. Czeska firma ma maszyny i inny sprzęt, wypala obraz na drewnie zwykle wiśniowym. Nie ma możliwości podrobienia, wszystko jest znormalizowane i zastrzeżone.
Ile obiektów z gminy Komorniki znajduje się na znaczkach?
– Wymienię je: Gmina Komorniki zawsze w dobrym kierunku, z herbem. Kościół p.w. św. Floriana w Wirach, Ceglany most łukowy w Wirach, wybrany zresztą najładniejszym w Polsce znaczkiem 2017 roku. 820-lecie Komornik. Chwała Powstańcom Wielkopolskim – Ogród Pamięci (z krzyżem). Kościół św. Andrzeja w Komornikach. Centrum Tradycji i Kultury. Ostatni, ósmy w kolejności, upamiętnia nasze pięciolecie.
Osoby z całego świata, kolekcjonujące znaczki turystyczne, mogą się zatem sporo dowiedzieć o gminie Komorniki.
– Oczywiście! To jest niesamowita reklama! Tym bardziej, że jesteśmy jedynym takim klubem w Polsce, Europie i na świecie. Nikt przed nami czegoś takiego nie wymyślił. Na wyjazdy ubieramy żółte klubowe koszulki, wszyscy nas rozpoznają, Komorniki są znane wszędzie. Zawsze zabieramy ze sobą materiały promujące nasza gminę. Rozchodzą się jak świeże bułeczki…
Jak doszło do powstania klubu?
– W 2014 roku odwiedzili mnie kuzyn z żoną. Prosili o obwiezienie po regionie, pokazanie tego, co ciekawe. Potem kuzyn wręczył mi kilka krążków z miejsc, w których byliśmy. Właśnie wtedy złapałam bakcyla, zaczęłam przygodę ze znaczkami. Choroba zwana znaczkozą, wciąż trwa (śmiech). Prowadzę Dziennik Kolekcjonera. W 2015 roku uczestniczyłam w regionalnym spotkaniu wielkopolskich kolekcjonerów, spotkałam kilku znajomych z Komornik i okolicy. Potem były kolejne spotkania, też z udziałem osób z okolicy. Trzymaliśmy się razem.
I to dało pani do myślenia?
– Właśnie. Postanowiłam zainteresować tematem dyrektora GOK-u Antoniego Pawlika. Wymyśliliśmy zrobienie znaczka z Komornikami. Został wydany, był promowany podczas Dni Komornik. Mieliśmy gości z całej Polski. Zaproponowałam dyrektorowi utworzenie klubu. Zaakceptował, stając się naszym ojcem chrzestnym i już po trzech miesiącach działał Klub Kolekcjonerów Znaczków Turystycznych. W pierwszym spotkaniu uczestniczyło dziewięć osób.
Jak często się spotykaliście?
– Co miesiąc, w sali Piwnica. Przybywało nas, zjawiały się też osoby z zewnątrz. Początkowo firma Znaczki Turystyczne nie chciała o nas słyszeć, jakby bała się konkurencji. Potem zmieniła stosunek do nas.
Od kiedy pasjonuje się pani turystyką?
– Od dziecka. Już jako trzynastolatka organizowałam wycieczki dla koleżanek młodszej o siedem lat siostry. Jako czternastolatka zaczęłam marzyć o wyprawie na Wyspę Wielkanocną. Gdy pojawiła się szansa wyjazdu, jak na złość przyszła pandemia. Nadziei nie tracę…
Rozmawiał Józef Djaczenko