Sesja absolutoryjna zwołana została na 7 czerwca. W poprzednich kadencjach złożył pan wiele raportów o stanie gminy, uczestniczył w wielu takich sesjach, ale nigdy jeszcze nie dotyczyło to roku tak niezwykłego.
– Raport podsumowuje życie w gminie w danym roku, w różnych aspektach. Dotyczy spraw finansowych, inwestycji, szkolnictwa. Podsumowuje, co w gminie się dzieje, na co obywatel może liczyć. Moim zdaniem taki dokument powinien być składany dopiero po zakończeniu kadencji, bo wiele spraw jest w toku, zdarzają się lata wyjątkowe, przykładem jest właśnie rok 2020. W raporcie część informacji trzeba przepisywać z poprzedniego roku, nie zachodzą istotne zmiany. Większe inwestycje trwają przecież po kilka lat.
Gmina zrealizowała wszystko, co zaplanowała?
– Plan inwestycyjny został wykonany. Nie uruchomiliśmy niestety, z powodu epidemii, Budżetu Obywatelskiego, ale udało się zrealizować prawie wszystkie zadania z poprzedniego. Napotkaliśmy przeszkody, takie jak niewłaściwy plan zagospodarowania dla fragmentu Wir, więc konieczna była zwłoka.
Wykonanie budżetu gminy nie budzi wątpliwości, opinie powołanych do tego instytucji są pozytywne.
– Mieliśmy zakłócenia, doszły wydatki związane z Covidem, ale nie było źle, nie odnotowaliśmy spadku dochodów, którym musielibyśmy się martwić. Bardziej nas niepokoi przyszłość. Duże obawy budzi PiS-owski „Polski ład”. Może w nas uderzyć z siłą huraganu. Wolne od podatku 30 tysięcy zł odebrałoby nam prawie połowę dochodów z PIT. Stracilibyśmy znaczącą część budżetu. Martwi mnie, że próbuje się ograniczać możliwości samorządów, uszczuplać im dochody własne.
Rządowy Fundusz Inwestycyjny ma te straty wyrównać.
– Trudno to określić jako sprawiedliwe. Jak to zostanie obliczone? Skoro jest to fundusz inwestycyjny, to co stanie się z gminami, którym zabraknie pieniędzy nie tylko na inwestycje, ale i na bieżące utrzymanie?
Ilu radnych, tyle pomysłów na wydawanie budżetowych pieniędzy. Sesja absolutoryjna to dobra okazja do przedstawienia poglądów, oczekiwań, wystąpienia w interesie mieszkańców.
– Już dawno pogodziłem się z tym, że sukces ma wielu ojców, a pod porażkami nikt się nie podpisuje. Dziś wystarczy odpalić Facebooka, by poczytać, jak radni się chwalą, co to się nie zdarzyło dzięki ich staraniom. Interpelują w sprawach oczywistych. Taka jest rzeczywistość samorządowa, nie obrażam się na nią, choć uważam, że strzelanie z armaty do wróbla nie ma sensu. Po co składać interpelację, pisać o niej wszem i wobec, skoro sprawę można szybko załatwić na telefon? Po wykonaniu takiego telefonu radny nie miałby jednak dowodu, że się jakimś tematem zainteresował.
Miał pan do czynienia z różnymi radami gminy. Co pan sądzi o obecnej?
– Jest trudna we współpracy. Działają w niej także osoby bez samorządowego doświadczenia, choć wydawałoby się, że dzięki stanowiskom zajmowanym poza gminą powinny mieć pojęcie, na czym to polega. Przede wszystkim jednak powinny czytać projekty uchwał, zanim zabiorą głos w dyskusji. Nie zawsze tak się dzieje, o czym przekonaliśmy się ostatnio podczas dyskusji o planie zagospodarowania przestrzennego. Główni dyskutanci wielokrotnie zabierali głos w sprawie wysokości hali, choć – jak się na końcu okazało – nie wiedzieli, jakie dane zawiera uchwała. To już jest porażka.
„Nowy ład”, o którym pan wspomniał, wywoła więcej takich dyskusji. Zakłada budowę domów w dowolnym miejscu. Może to spowodować chaos przestrzenny, gminie trudno będzie spełnić oczekiwania nowych mieszkańców.
– To rzeczywiście duże zagrożenie. Gdy nie trzeba będzie występować o pozwolenia na budowę, duża odpowiedzialność spocznie na projektantach. Muszą uwzględniać plany zagospodarowania przestrzennego. Nie może być tak, że właściciel działki postawi na niej wszystko, co mu się spodoba. Urzędowy kaganiec, po wejściu w życie nowego prawa, zostanie poluźniony, więc może się zdarzyć, że któryś z projektantów ulegnie inwestorowi. Ten jednak musi zdać sobie sprawę, że ryzykuje rozbiórką domu. Mało ich do tej pory było, pamiętam chyba tylko jedną taką decyzję nadzoru budowlanego. Trzeba tylko rozważyć, czy gminę stać na zastępcze przeprowadzenie rozbiórki, czy może lepiej wydać pieniądze na coś, czego oczekują mieszkańcy. Radni z jednej strony będą oczekiwać, by gmina wykonała nakaz rozbiórki, z drugiej domagają się budowy chodników, tras rowerowych.
Kto postawi dom w dowolnym miejscu, od gminy zażąda doprowadzenia kanalizacji. Będzie to trudne do wykonania. Alternatywą jest powrót do budowy szamb…
– Gmina jest planistycznie dobrze wyposażona. Lepszych czy gorszych, ale planów uchwaliliśmy sporo. Przyjęliśmy politykę ograniczania ekspansywnej zabudowy. Na decyzję o warunkach zabudowy wpływ ma dostęp do infrastruktury. Decyzji odmówić nie można, gdy spełnione zostaną warunki sąsiedztwa. Trzeba jednak spełnić też inne wymagania – udowodnić na przykład, że jest tam woda. Co ciekawe, w dzisiejszych, pandemicznych czasach niektórzy ludzie nabywają nieruchomości z warunkami, które byłyby odpowiednie kilka dekad temu, gdy szambo było normą.
Rozmawiał Józef Djaczenko