Fatalna sytuacja mieszkańców Komornik, których posesje podtapiane są przez wylewającą się z koryta rzekę była głównym tematem dyskusji podczas zebrania wiejskiego w Centrum Tradycji i Kultury w Komornikach. Niektóre osoby oskarżały władze gminy, że pozostawiły je bez opieki, a wójt tłumaczył, że nic nie zależy od niego. Prawo zabrania samorządowi jakichkolwiek działań ratunkowych.
Część zebrań wiejskich w gminie Komorniki zorganizowana została wiosną, pozostałe odbywają się teraz, a jedną z ostatnich miejscowości, w których władze samorządowe spotkały się z mieszkańcami, są Komorniki. Wydarzenie to, zorganizowane w CTK, nie cieszyło się dużym zainteresowaniem mieszkańców. Niektórzy z nich twierdzili, że informacja o zebraniu, publikowana w lokalnych mediach, także społecznościowych, nie dotarła do wszystkich. Proponowali rozwieszanie plakatów.
Sołtys Henryk Szkudlarek, zanim złożył sprawozdanie z działalności rady sołeckiej, powitał władze gminy z wójtem Janem Brodą, jego zastępcą Tomaszem Stellmaszykiem, przewodniczącym Rady Gminy Marianem Adamskim, jego zastępcą Piotrem Wiśniewskim. Przybyli radni gminni i radny powiatowy Mirosław Wieloch. Obecni byli Sylwia Lokke, komendant Straży Gminnej i policjant z komornickiego komisariatu. Właśnie sprawy bezpieczeństwa omawiane były jako pierwsze.
Pani komendant poinformowała, że w całym roku Straż Gminna interweniowała ponad 2200 razy, z czego na Komorniki przypadło aż 842 takich działań. Najczęściej dotyczyły one ruchu drogowego, zakłócenia spokoju, bezpańskich lub padłych zwierząt. Strażnicy nałożyli 138 mandatów na kwotę 16,6 tysiąca zł. Mieszkańcy poruszyli sprawę bezpieczeństwa na drogach, zbyt szybkiej jazdy samochodów na niektórych ulicach. Wymieniali Kościelną, Polną, Pocztową, Komornicką i inne.
Jeden z uczestników zebrania zdominował znaczną jego część. Pytał o bezpieczeństwo na drogach, szkolenie mieszkańców przez strażników gminnych w sprawie spalanych w kotłowniach materiałów. Wszystkie pytania poprzedzone były długimi pogadankami na tematy luźno związane z problemami gminnymi. Przemawiał kilkakrotnie nie licząc się z czasem, dzieląc się rozmaitymi przemyśleniami, a zebrani nie reagowali, mimo iż znacząco spoglądali na mówcę i zegarki, wymieniali między sobą uwagi na ten temat.
Wójt Jan Broda podziękował społecznikom za aktywność i przedstawił sytuację finansową. Jak podkreślił, możliwości rozwojowe gminy byłyby znacznie większe, gdyby nie konieczność zastępowania państwa w finansowaniu oświaty. Subwencja rządowa wynosi 54 miliony zł, a wydatki sięgają 132 miliony. Po to, co brakuje, gmina musi sięgać do własnego budżetu. Trwają prace nad budżetem na nowy rok. Zdaniem wójta – nie będzie źle, zapowiada się budżet rozwojowy. Samorząd nie skorzysta z zarządzonych przez rząd maksymalnych stawek lokalnych podatków, jednak lekko podnieść je musi, by nie trzeba ich było w przyszłości radykalnie i boleśnie dla mieszkańców zwiększać. Nie wzrosną stawki za wywóz śmieci, ale i nie zwiększy się częstotliwość ich odbierania.
Prawdziwe emocje się zaczęły, gdy omawiana była sprawa Wirynki. Po ostatnich opadach rzeczka znów wylała. – Żyjemy na bagnie! – skarżyli się mieszkańcy. Mówili o zalewanych piwnicach, o stratach. Żądali od gminy konkretnych działań. Skarżyli się, że są sami ze swoimi zmartwieniami, samorząd za nimi się nie wstawia. Wójt Jan Broda tłumaczył, że gmina musi respektować rządowe rozporządzenie zabraniające jakichkolwiek działań w korycie rzeki. Poddana ona zastała renaturyzacji. Ma płynąć swobodnie i rozlewać się naturalnie. Nikt nie ma prawa usuwać roślinności wstrzymującej przepływ wody. Za rzekę odpowiadają państwowe Wody Polskie nie liczące się z sytuacją mieszkańców.
Dobra wiadomość jest taka, że spółki wodne i gmina wymogły na Wodach Polskich zgodę na udrożnienie biegu rzeki. Prace te zaczną się, gdy woda opadnie, najpóźniej do początku roku woda w rzece popłynie swobodnie. Piotr Wiśniewski przekonywał, że renaturyzacja nie musi być straszna, prowadzi do rozbiórki zapór, także tych naturalnych. Oczekiwał od wójta, że będzie rozmawiać z Wodami Polskimi, dowie się, jakie są plany renaturyzacji, jak można się ratować. Otrzymał odpowiedź, że wójt próbował, ale Wody Polskie tym się nie zajmują, żadnego planu nie posiadają. Nadzieja w nowym ministrze i jego ewentualnej zgodzie na wniosek o skreślenie Wirynki z listy rzek renaturyzowanych.
Niektórzy mieszkańcy informowali, że ponoszą koszty sądowe skarżąc Wody Polskie za ponoszone straty. Chcieli, by gmina ich wsparła w walce z tą instytucją, a nie umywała ręce. Tomasz Stellmaszyk poinformował o długich działaniach gminy, próbach budowy zbiornika retencyjnego ratującego sytuację, na co zgody rządowej instytucji nie ma. Wyraził opinię, że po wyborach sytuacja się zmieni, pokładał nadzieję w tutejszym pośle Bartoszu Zawiei.
Powiatowy radny Mirosław Wieloch przypomniał, że zgłaszał już wniosek o zorganizowanie przez samorząd spotkania z mieszkańcami i Wodami Polskimi. Radni gminni uznali to wówczas za element kampanii wyborczej. Jest już po wyborach, a problem narasta. Winowajcą są powołane przez PiS Wody Polskie, nie godzące się na udrożnienie rzeki. – Przyroda ma służyć ludziom, a nie ludzie przyrodzie – przekonywał apelując o zorganizowanie spotkania Wód Polskich z poszkodowanymi mieszkańcami.