Niedawno wspominaliśmy dzień 11 listopada 1918 roku, gdy Polska, po długich zaborach, odzyskała niepodległość. Wielkopolanie w tym czasie dopiero przygotowywali się do swego Powstania, potem walczyli o polskość wschodnich Kresów.
Gdy w 1914 roku wybuchła I wojna światowa, Wielkopolanie, będący w wieku poborowym, zostali powołani pod broń. Mieszkańcy Komornik, Wir, Rosnowa, Rosnówka, Plewisk służyli w armii pruskiej. Wielu z nich nie wróciło do domów. Ginęli w okopach pod Verdun, nad Marną, w innych krwawych bitwach. Walczyli także na froncie wschodnim. Trwała swoista wędrówka ludów. Prusacy brali do niewoli żołnierzy francuskich, też różnego etnicznie pochodzenia. Mieszkańcy Komornik zachowali wspomnienia o przebywających tu Francuzach, Afrykanach, Holendrach strugających z drewna saboty, czyli klumpy.
Jak wykazują wyliczenia historyków, w pruskim wojsku najwięcej medali za odwagę – ponad 2,5 tysiąca – otrzymali żołnierze polskiego pochodzenia. Co ciekawe, mieli zamkniętą drogę do awansu. Mogli otrzymać najwyżej stopień podporucznika. Warunkiem zdobycia wyższego była zmiana wyznania na protestanckie. Podobnie zresztą było w wojsku rosyjskim, które nie tolerowało katolików wśród wyższych oficerów. Józef Dowbor-Muśnicki nie zostałby rosyjskim generałem, gdyby nie przeszedł na protestantyzm.
Gdy wybuchło Powstanie Wielkopolskie, wielu Polaków nie zdążyło wrócić z wojny. Inni zmieniali mundury najszybciej, jak tylko mogli. Oficerowie byli na wagę złota, ale ich rolę pełnili księża. Proboszczowie zasłużyli się ucząc młodzieży patriotyzmu, organizując zajęcia przysposobienia wojskowego, czynnie pomagając w formowaniu powstańczych oddziałów.
Gdy w Warszawie trwała radość z odzyskania niepodległości, gdy rozbrajano pruskich żołnierzy i oficerów, Wielkopolska wciąż była częścią Prus. Przez jej teren, także już po wybuchu działań powstańczych, przemieszczały się miliony zniechęconych pruskich żołnierzy kierujących się w głąb Niemiec. Zachowały się wspomnienia Polaków, którzy po opanowaniu stacji kolejowych, telegrafów pomagali niemieckim oddziałom w jak najszybszym opuszczeniu Wielkopolski. Doskonali znali język niemiecki. Przejazdy eszelonów były dobrą okazją do zdobycia broni, innych elementów wojskowego wyposażenia. Wszystko to się przydawało w Powstaniu Wielkopolskim, a także potem, już w tworzącym się polskim wojsku.
Prusacy nie umożliwiali Polakom zdobywania stopni oficerskich, ale znakomicie szkolili podoficerów. Gdyby nie oni, trudno byłoby zaprowadzić dyscyplinę w powstańczych oddziałach. Wiedzę o tym, jak się zachowywać na polu walki przekazywali poborowym, którzy w 2019 roku, już jako polscy żołnierze, ruszyli na wschód, bronić ojczyzny przed bolszewikami. Byli nie tylko wyszkoleni, ale i bardzo dobrze wyposażeni. Mieli pełne umundurowanie, broń, nawet paszę dla koni, głównego wówczas źródła transportu. Inne polskie oddziały nie mogły o tym marzyć. Bez wielotysięcznych wielkopolskich oddziałów zwycięstwo w wojnie 1920 roku byłoby dużo trudniejsze, być może nierealne.
Bohaterowie obu tych kampanii – Powstania Wielkopolskiego i wojny polsko-bolszewickiej – za życia nie zostali uhonorowani tak, jak na to zasłużyli. Po 1939 roku byli prześladowani przez mściwych Niemców za udział w Powstaniu, po wojnie przez władze komunistyczne za wojnę przeciwko ZSRR. Musieli aż do śmierci ukrywać swoje dokonania. Przypominamy, że wójt Jan Broda chce nadrobić stracony czas i upamiętnić bohaterów. Nowiny Komornickie apelują do ich rodzin o zgłaszanie się albo do redakcji, albo wprost do historyka Bogdana Czerwińskiego dzwoniąc pod numer 664 299 509.