Piotr Napierała, nauczyciel, przewodniczący Komisji Oświaty i Polityki Społecznej Rady Gminy Komorniki:
Praca stresująca i źle opłacana, a grożą nam kolejne „reformy”
Na polską oświatę od 2015 roku spada cios za ciosem. Końca klęsk nie widać.
– Rzeczywiście i wydaje się, że to się szybko nie skończy. W szkolnictwie nigdy nie było łatwo. Praca jest trudna, nie najlepiej opłacana, stresująca. Bardzo źle zaczęło się dziać szczególnie po tzw. reformie p. Zalewskiej, likwidującej gimnazja. System został zdestabilizowany. Szkoły przekształcone z gimnazjów wciąż do siebie dochodzą.
Także komornicka „dwójka”, w której pan pracuje.
– W 2017 roku, gdy zakończył się proces przekształcania, ze starej kadry nauczycielskiej pozostało u nas 20 procent. Rotacja wciąż trwa. Ludzie przychodzą i odchodzą. Ma to związek z zarobkami i z tym, że wyobrażenia młodych ludzi o tym zawodzie zderzają się z brutalną rzeczywistością.
Jest pan nauczycielem z długim doświadczeniem.
– 30-letnim. Zaobserwowałem w tym czasie trzy zmiany pokoleniowo-mentalnościowe, następujące co mniej więcej dekadę. Teraz, w okresie kolejnej, grozi nam następna reforma, mającą jakoby zwiększyć nasze pensje, a tak naprawdę doprowadzić do zwolnienia ok. 50 tysięcy nauczycieli. Nasze podwyżki mają być sfinansowane z zaoszczędzonych w ten sposób pieniędzy, ale każdemu zwiększy się przez to liczba godzin. Dla naszej szkoły będzie to kolejny cios. Większość pracuje na „gołych” etatach lub łączy je w kilku szkołach i żadna podwyżka nas nie obejmie. Dzisiaj prawda jest smutna: rozpoczynający pracę w szkole stażysta otrzymuje pensję niższą od minimalnej.
Działa pan w Związku Nauczycielstwa Polskiego. Czy może on powstrzymać te niebezpieczne tendencje?
– Jestem związkowcem szczebla lokalnego. Nie do mnie należy reprezentowanie nauczycieli w warszawskich gremiach decyzyjnych. Z docierających informacji wynika, że rozmowy z rządem trwają, są one jednak przerywane ze względu na sztywne stanowisko ministra Czarnka w sprawie podwyżek wynagrodzeń, kosztem zmniejszenia liczby etatów. Nie zgadzają się na to dwie centrale związkowe, w tym ZNP. Dobra informacja jest taka, że także trzecia centrala, czyli „Solidarność” absolutnie nie przyjmuje do wiadomości zwiększenia od nowego roku pensum o cztery godziny lekcyjne i dodatkowych ośmiu godzin spędzanych tygodniowo w szkole. Jaki jest sens siedzenia nauczycieli w szkołach, gdy większość uczniów klas V-VIII po lekcjach spieszy się do domu, a placówki nie będą w stanie zapewnić stanowisk do pracy indywidualnej, którą wykonywaliśmy dotąd w domu? Do tego kolejne absurdy z ewidencjonowaniem tych godzin, a podobno miało nas czekać odbiurokratyzowanie…. Zwiększenie pensum zachęci raczej nauczycieli do masowych zwolnień.
Jak na to reagują pana koleżanki i koledzy?
– Z dużym niepokojem. Przeciętnemu Polakowi wydaje się, że 18 godzin tygodniowo z kredą przy tablicy i z dzieciakami, to niewiele. Jednak każdy ojciec i każda matka wie, że wystarczy spędzić z własnym dzieckiem, czasami rozbrykanym, kilka godzin, by sobie uświadomić, ile poświęcenia i zachodu wymaga ogarnięcie sytuacji. Nauczyciel co godzinę ma spotkanie z co najmniej dwudziestką takich dzieciaków. Zapewniam, że to zupełnie inne zajęcie niż przy biurku czy taśmie produkcyjnej, wyniszczające psychicznie. Wokół siebie widzę zmęczone twarze koleżanek i kolegów. Nie wyobrażam sobie, jak mogliby pracować w ten sposób jeszcze dłużej. Mam nadzieję, że żaden związek nie zgodzi się na podwyżkę w pakiecie ze zwolnieniami. Dobrej myśli jednak nie jestem, bo ten rząd wielokrotnie pokazał, że społeczeństwo swoje, a on swoje.
Nowa ustawa ma zwiększyć rolę kuratorów, ubezwłasnowolnić dyrektorów placówek, ograniczyć ich wpływ na edukację młodzieży.
– Sytuacja jest absurdalna. Rząd powołuje się na prawa rodziców do wpływu na proces edukacji. Jednak z tej ustawy wynika, że ich rola będzie jeszcze bardziej ograniczona. Proces edukacji pozalekcyjnej ograniczy się do decyzji administracyjnej kuratora. Szkoły nigdy nie dysponowały pełną autonomią, ale teraz nie będą mogły organizować spotkań z kimkolwiek, kto nie zyska akceptacji politycznej. Wszystko ma zależeć od urzędniczego widzimisię. To boli i nas, i świadomych tej sytuacji rodziców.
Jakby mało było problemów, to mamy jeszcze własne, lokalne. Budżetową sesję Rady Gminy zdominowała sprawa dodatków motywacyjnych dla nauczycieli.
– Zanim zaczęły się rozmowy podczas sesji, temat pojawił się na forach internetowych, budził emocje i kontrowersje.
Przypomnijmy, czemu ma służyć dodatek motywacyjny.
– Jest z założenia uznaniowy. Ma zachęcać pracownika do lepszej pracy lub być wyrazem uznania za dotychczasowe osiągnięcia. Część nauczycieli, według wypowiedzi wójta Jana Brody w „Nowinach”, potraktowała go, jako stały dodatek do pensji. To niezbyt fortunna wypowiedź, a nie byłoby problemu, gdyby nauczyciele po prostu przyzwoicie zarabiali. Dla człowieka z wyższym wykształceniem, często z dwoma fakultetami, stale dokształcającego się i dyspozycyjnego, pensja w naszej branży jest zbyt niska. Stąd wyniknęła też feminizacja tego zawodu. Dłuższy urlop nie rekompensuje kosztów życia, które tak drastycznie wzrosły. Przy całym szacunku dla pań zatrudnionych na kasach w marketach czy mężczyzn układających pozbruk, przy docenieniu ich ciężkiej i wielogodzinnej pracy, nie może być tak, że nauczyciel, poświęcający się swemu zawodowi, zarabia mniej. Stąd niezadowolenie z obniżenia wysokości dodatku motywacyjnego oraz protesty środowiska nauczycielskiego, wyrażone wypowiedziami radnych wszystkich klubów.
Na czym polega problem z dodatkami?
– Wygląda na to, że Urząd Gminy, dowiadując się o zapowiadanych podwyżkach płac i zdając sobie sprawę, że rządowa subwencja nie pokryje kosztów, zabrał się za przeliczanie pieniędzy wydawanych na dodatki. Okazało się, na co zresztą radni zwracali uwagę wcześniej, że niektóre szkoły i przedszkola generują dużo większe koszty niż inne. W tej sytuacji pan wójt, po rozmowach z dyrektorami, zadecydował o ujednoliceniu zasad przyznawania dodatków. Powodowałoby to jednak ich drastyczne obniżenie we wszystkich szkołach i przedszkolach.
To nie mogło przejść bez echa.
– Moim zdaniem to dobrze, że głosy w tej sprawie napłynęły z wielu stron. Przeprowadziliśmy analizę kosztów w każdej placówce. Okazało się, że rzeczywiście w niektórych były one znacznie wyższe niż w innych. Stąd moja inicjatywa, by uregulować ten problem polubownie. Spotkała się z oburzeniem części pracowników placówek, które czekają „cięcia”. Biorę to „na klatę”, gdyż nie mam sobie nic do zarzucenia. Działałem szybko i myślę, że racjonalnie w tej, niezbyt komfortowej, dla mnie (jestem nauczycielem), sytuacji. Wiedziałem, że nie da się utrzymać tak wysokich dodatków w niektórych szkołach i przedszkolach. Trzeba było jasno określić pulę pieniędzy przysługujących każdej placówce na dodatki motywacyjne. Wcześniej żadnych ram nie było, panowała dowolność i stąd te dysproporcje. Uporządkowaniu sytuacji ma służyć zmiana regulaminu wynagradzania. Pan wójt proponował stworzenie puli w każdej placówce na ten dodatek, w wysokości 8 procent pensji podstawowej nauczyciela mianowanego pomnożone przez ilość etatów w szkole lub przedszkolu. Po przeliczeniu skutków finansowych stwierdziłem, że to bardzo drastyczne posunięcie. Zaproponowałem zwiększenie podstawy naliczenia do 10 procent. To oznacza zwiększenie puli w jednych szkołach oraz przedszkolach i zmniejszenie w innych.
Dla nauczycieli, czyli dla setek osób, to ważny problem.
– Dla ok. 450 osób. To bardzo duża grupa, część to mieszkańcy gminy Komorniki. Trzeba zadbać o tych ludzi, w jakiś sposób zrekompensować im to, co się dzieje z płacami. Oczywiście podniosą się głosy, że ten obowiązek nie spoczywa na gminie, ale musimy myśleć o przyszłości. Taki dodatek może być zachętą do pozostania nauczyciela w naszym przedszkolu lub szkole. Gwoli jasności, 10 procent pensji nauczyciela mianowanego, to obecnie 344,50 zł brutto. O takich pieniądzach rozmawiamy.
Kiedy wszystko się rozstrzygnie?
– Sytuacja jest dynamiczna. W najbliższym czasie nowy regulamin trafi pod obrady Komisji Oświaty. W międzyczasie swoje opinie przedstawią Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz Oświatowa „Solidarność”.
Na koniec chciałbym zaprosić wszystkich mieszkańców do udziału w 30 Finale WOŚP, w którym uczestniczy nasz gminny sztab, tj. #sztab 6425
Józef Djaczenko