Prawdziwy, galopujący wzrost kosztów energii elektrycznej dopiero przed nami. Szukanie sposobów na oszczędzenie pieniędzy to konieczność, bez tego każda gmina, każda samodzielnie rozliczająca się instytucja może pójść z torbami. Przed katastrofą może uchronić się gmina Komorniki, znalazła na to metodę.
Podczas wrześniowej nadzwyczajnej sesji radni zgodzili się na przystąpienie gminy do zachodnio poznańskiego klastra energii. Porozumienie w tej sprawie podpisali burmistrzowie i wójtowie Tarnowa, Podgórnego, Buku, Stęszewa, Dopiewa, Komornik. Aplikują, w pierwszym etapie, o unijne pieniądze na opracowanie bilansu energetycznego każdej z tych gmin. Konieczne potem będzie opracowanie strategii rozwoju klastra. Kolejny etap – zorganizowanie spółdzielni energetycznej.
W ten temat zaangażował się Tomasz Stellmaszyk, zastępca wójta gminy Komorniki. Jak informuje, podobnych spółdzielni działa już w kraju ok. 20. Członkami muszą być co najmniej trzy osoby prawne. – W naszym przypadku byłyby to: Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych, Biblioteka Publiczna i gmina jako jednostka samorządu – tłumaczy Tomasz Stellmaszyk. Dlaczego akurat Biblioteka? Z tego powodu, że ma ona osobowość prawną, czego wymaga ustawa.
Samorządy, wskutek niszczycielskiej dla nich w ostatnich latach polityki państwa, mają coraz mniej pieniędzy, a przez to coraz mnie do powiedzenia na własnym terenie. Nie wiadomo, co będzie się działo w najbliższych latach, koniecznością jest więc szukanie poważnych oszczędności, choćby na kosztach stałych nośników energii. Gmina skazana jest na stawki ustalone przez państwo. Jeśli ceny zostaną w przyszłości uwolnione, już dziś wysokie koszty wzrosną o ok. 50 procent.
– Koszty energii zużywanej we wszystkich budynkach użyteczności publicznej w gminie wzrosną do ok. 4 milionów zł rocznie – przewiduje Tomasz Stellmaszyk. – Mamy kapitał w postaci nieruchomości w Plewiskach, gdzie na jednym hektarze można zbudować instalację fotowoltaiczną o mocy jednego megawata. Zabudowanie fotowoltaiką trzech hektarów wystarczyłoby na potrzeby całej gminy. Trzeba byłoby zainwestować w to ok. 12 milionów zł. W ciągu trzech, trzech i pół roku, po uwolnieniu cen energii, inwestycja by się zwróciła.
Dziś takie działania nie wchodziłyby w rachubę z powodu obowiązujących przepisów. Tylko spółki energetyczne, a nie gminy, mogą być beneficjentem poczynionych inwestycji. Rozliczają się za produkowaną energię na zasadach korzystnych dla siebie, a nie np. dla spółki Enea. Wolne są od rozmaitych opłat i akcyz. Z ustawy wynika, że spółki energetyczne nie mogą traktować spółdzielni tak, jak dziś to robią z gminami i indywidualnymi klientami. – Gra jest więc warta świeczki. Można nawet powiedzieć, że takie działanie staje się koniecznością – zapewnia Tomasz Stellmaszyk.