Gdyby nie zmiana ustawy o samorządzie, właśnie zaczynałaby się kolejna kadencja Rady Gminy Komorniki. Do wyborów pozostaje jednak prawie półtora roku.
– Aż tak długie przedłużenie kadencji następuje po raz pierwszy od odrodzenia się samorządności w 1990 roku. Zdarzyło się wprawdzie, że kadencja trwała dłużej, ale nie aż tak długo, poza tym radni wtedy nie pracowali, swą funkcję pełnili tylko wójtowie i burmistrzowie. Teraz każda kadencja będzie trwała pięć lat zamiast czterech, co ma swoje dobre i złe strony. Można się było do tej zmiany przygotować, to nie jest zaskoczenie, a samorządowcy mają więcej czasu, by się wykazać, zrealizować zamierzenia. Z drugiej strony przerwana została ciągłość, mamy inny rytm wyborów.
Nie dość, że nastąpiło ustawowe przedłużenie kadencji o rok, to rządzący dołożyli kolejne pół roku z powodów politycznych. Jak twierdzą – by wybory samorządowe i parlamentarne nie odbywały się w prawie tym samym czasie. To chyba nie jest prawidłowa sytuacja.
– Jako uczestnik wielu kampanii wyborczych nie mam wątpliwości, że w sytuacji małego odstępu czasu między jednymi i drugimi wyborami mielibyśmy do czynienia z dużym zamieszaniem. Lepiej dać wyborcom trochę oddechu. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, co się w kraju dzieje, jak zacięte będą wybory parlamentarne, ile emocji będzie im towarzyszyć. Nasze lokalne wybory aż takie nie będą, ale i tak trzeba byłoby się liczyć z ingerencją głównych partii politycznych.
Kiedy kadencja samorządowa i parlamentarna mają różną długość, co jakiś czas jedne wybory będą się nakładać na drugie. Poza tym wiosną niewielki będzie odstęp czasu między wyborami samorządowymi i do parlamentu europejskiego.
– Kolizja rzeczywiście wystąpi. Moim zdaniem, przy odrobinie wysiłku, wszystkie wybory można byłoby dobrze skoordynować. Niestety, nie zastąpimy polityków, do których należą główne decyzje.
Działa pan w samorządzie już 33. rok, od samego początku. To robi wrażenie. Czy zapowiada się następna pięciolatka?
– Wszystko zależy od tego, czy zdrowie mi pozwoli, ale chciałbym, gdyż wiele jest jeszcze do zrobienia i można pomóc mieszkańcom. Miejscowości wiejskie w gminie Komorniki mogłyby tworzyć inne okręgi niż obecnie, gdy Wiry i Łęczyca stanowią wspólny okręg z Chomęcicami, Głuchowem, Rosnówkiem, Rosnowem, Szreniawą. Skierowaliśmy wniosek do biura wyborczego, by to zmienić, został jednak odrzucony, a szkoda. Złączenie Szreniawy i Rosówka, Głuchowa i Chomęcic ma sens. Ale co tam robią Wiry Łęczyca? To duża strata dla tych miejscowości. Nie ukrywam, że reprezentowanie mieszkańców sprawia mi satysfakcję. Chyba dobrze się z tego wywiązuję, świadczą o tym wyniki wyborów.
Zaplanowane na wiosnę wybory samorządowe nie zapowiada się jako łagodne i bezkonfliktowe.
– I tak mamy szczęście, bo udaje nam się unikać ingerencji partyjnych. W różnych gminach różnie to bywa, ale nasza nie jest lokalnym przedłużeniem parlamentu. Poprzednio PiS wystawił kandydaturę na wójta, co zakończyło się fiaskiem. Wszystkie działające u nas ugrupowania mają charakter lokalny. Możemy się z tego cieszyć, bo im mniej polityki w samorządzie, tym lepiej dla mieszkańców. Szkoda, że inaczej jest w dużych miastach.
W gminie Komorniki, sądząc po wynikach wyborów parlamentarnych, panuje polityczna jednomyślność. Samorządowe ugrupowania różnią się jednak wizją rozwoju gminy, konkurują między sobą, odczujemy to podczas wyborów.
– Już to odczuwamy, choć mamy 16 miesięcy do wyborów.
Na czym to polega?
– Widzimy to choćby podczas uchwalania budżetu, dyskusji nad strategią rozwoju gminy. Ugrupowanie Nasza Gmina Komorniki kieruje się poglądami wypracowanymi już kilkadziesiąt lat temu. Zasadnicze punkty naszego programu się nie zmieniają, dobrze wiemy, co jest najlepsze dla mieszkańców, na jakie działania czekają. Przeciwna strona ma inne wizje, co nas niekiedy dziwi, bo przecież staramy się spełniać oczekiwania ludzi z wszystkich miejscowości. Próby zakłócania tych działań, na przykład podczas debaty budżetowej, nie są korzystne. Dobrze by było ustalić wspólne cele, pracujemy przecież na rzecz wszystkich, a budżet po stronie wydatków to 270 milionów zł.
Czy w poprzednich latach walka wyborcza była równie zacięta?
– Oczywiście, kilka razy mieliśmy z nią do czynienia. Jednak działania naszych radnych we wszystkich miejscowościach były skuteczne, dzięki czemu osiągaliśmy nasze cele. Oceniając to z perspektywy czasu, ta walka była zupełnie niepotrzebna.
Ostatnio podczas obrad samorządu mowa była o tym, że działalność niektórych radnych przenosi się z sali sesyjnej do mediów społecznościowych, jakby internet był dla nich równoległą rzeczywistością.
– Zjawisko to oceniam jako fatalne. To nie powinno mieć miejsca. Na forach internetowych czytamy stwierdzenia nie mające żadnego uzasadnienia. Niektóre uwagi pod adresem innych osób lub naszego klubu są niedopuszczalne, często kłamliwe i bardzo złośliwe. Klub radnych Nasza Gmina Komorniki ma już własną stronę internetową, ale obowiązują na niej inne zasady. Nikt nie ocenia innych osób, nie krytykuje konkurencji, mowa jest tylko o naszych działaniach, planach, dokonaniach. To dobry zwyczaj. Chciałbym, by obowiązywał wszystkich.
Ostatnio w internecie można przeczytać ciekawe wypowiedzi na temat zmian w wywożeniu odpadów.
– To już przekracza wszelkie granice. Mamy do czynienia z dezinformacją, zachęcaniem do krzywdzących, niczym nie uzasadnionych wypowiedzi. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, kto prowadzi gospodarkę odpadami, kto za co odpowiada. Nasi radni i pan wójt pracują nad zwiększeniem częstotliwości wywożenia śmieci w newralgicznych punktach, na przykład w obszarach zabudowy wielorodzinnej. Gdyby wprowadzić to wszędzie, trzeba byłoby się liczyć z radykalnym wzrostem opłat. Gmina nie powinna dokładać się do tej działalności, system musi się finansować, a wiadomo, jak wszystko drożeje. Rozważane są jednak różne możliwości ulżenia mieszkańcom, powinno się to wyjaśnić w najbliższych miesiącach.
Jaki był ostatni rok?
– Obawialiśmy się go, ale okazał się całkiem dobry. Udało się zrealizować zadania, których nie było w planie. Nie ukrywam, że dotacje z Polskiego Ładu, z funduszy wojewody i marszałka, sięgające kilkudziesięciu milionów zł, były niewystarczające, ale dzięki tym zastrzykom pieniędzy i tak sporo można było zrealizować.
Chyba lepiej by było, gdyby gmina nie została pozbawiona części dochodów i nie musiała czekać na łaskę. O tym, co tu zostanie zrobione, powinni decydować ludzie wybrani przez mieszkańców.
– Bezwzględnie. Ale jeżeli mamy otrzymać dotacje, to inna byłaby sytuacja, gdybyśmy już na początku roku wiedzieli, ile przyjdzie pieniędzy i skąd. Łatwiej byłoby podjąć decyzje, przygotować się do inwestycji. Takie wyczekiwanie po kilka miesięcy przedłuża procedury, skazuje na niepewność, naraża na straty. Pieniądze i tak spływają do gmin, tylko nie wiadomo kiedy i na co będzie można je wydać. Decyzje zapadają gdzieś indziej, zależą od posłów gotowych pomóc gminom, mających znajomych w różnych ministerstwach. Na horyzoncie zmian niestety nie widać. Dlatego wójt i radni ustalili, że trzeba pracować nad dokumentacjami dla różnych działań. To wymaga czasu, ale pozwala być gotowym, gdy uda się zdobyć pieniądze.
Co jest najważniejsze dla samorządu w najbliższych miesiącach?
– Przede wszystkim dobra atmosfera wśród wszystkich radnych, by można było zgodnie pracować na rzecz mieszkańców. Budżet uchwalają osoby z naszego ugrupowania i pojedyncze niestowarzyszone. W innych samorządach odbywa się to inaczej, tak ważne decyzje zapadają jednomyślnie. Zastanawiamy się, co kieruje tymi, którzy wstrzymują się od głosu lub są przeciw. Dla mnie, osoby kierujące obradami podczas sesji, takie postępowanie jest przykre.
Rozmawiał Józef Djaczenko