Angażuje się pan w akcje zbierania pieniędzy na ratowanie ciężko chorych dzieci, organizuje wydarzenia przyciągające ludzi. Jak to się zaczęło?
– Kilka lat temu znajoma zaprosiła mnie na imprezę charytatywną na rzecz ciężko chorującej Nadii, mieszkanki naszej gminy. Już wtedy byłem posiadaczem starego amerykańskiego auta, zaangażowałem się przez odpłatne przewozy uczestników tego wydarzenia, a cały zarobek został przeznaczony dla chorującej dziewczynki. Wciągnęło mnie to i dało do myślenia. Już po dwóch tygodniach zorganizowaliśmy razem z Drużyną Nadii imprezę motoryzacyjną w Muzeum Narodowym Rolnictwa w Szreniawie. Pan dyrektor, na rzecz ratowania Nadii, po raz pierwszy w historii tej placówki zgodził się na darmowy wstęp dla wszystkich uczestników charytatywnego wydarzenia i wspomógł w pozyskaniu pieniędzy, które posłużyły leczeniu Nadii. To był początek mojej charytatywnej misji dla dzieci.
To była ciekawa, atrakcyjna impreza.
– Po raz pierwszy była możliwość skorzystania z lotu śmigłowcem, dzięki któremu można podziwiać gminę z lotu ptaka. Tę atrakcję udostępniamy na każdej naszej imprezie, jeśli tylko pozwala na to pogoda. Wkrótce ruszyła lawina i organizacja kolejnych wydarzeń na rzecz Nadii. Udało się zebrać niewyobrażalną kwotę 9 milionów zł. To mi dało do myślenia jeszcze bardziej. Pomyślałem, że warto zrobić coś, czego w naszej gminie nie ma – organizowanie imprez mających na celu pomoc w ratowaniu życia i zdrowia mieszkańców.
Może pan liczyć na bezinteresowne uczestnictwo ludzi mających możliwości włączania się w takie akcje.
– Tak i to jest cudowne, wielka liczba osób, znajomych, przyjaciół, przedsiębiorców, firm i wielu ludzi o wielkim sercu walczy ze mną podczas imprez charytatywnych. Przykładem jest Robert Kurasz, naczelnik OSP Plewiska. Zimą 2021 roku, przy pomocy poznańskiej restauracji „Whiskey in the Jar”, która sfinansowała przejazd, ekipa Roberta zawiozła chłopca z zanikiem mięśni na konsultacje do Zakopanego. Przejazd był skomplikowany ze względu na stan pacjenta, jednak wszystko się udało. Z Robertem Kuraszem zrobiliśmy wiele dobrego, podobnie jak z przedsiębiorcami Szymonem Kosmalskim i Damianem Nowakiem, którzy zawsze walczą z nami o dobro. Nie sposób wymienić tu wszystkie wspierające nas osoby, ale liczba dobrych ludzi raduje moje serce, kiedy zbieramy się w jednym miejscu i oddajemy wszyscy całych siebie dla dobra drugiej osoby.
Ilu ciężko chorym dzieciom już pan pomógł?
– Udało się pomóc kilkoro dzieciom, nigdy nie liczyłem ich i organizowanych imprez, gdyż nie o to w tym wszystkim chodzi. Niezależnie od tego zdarza się też, poza imprezami, pomagać osobom dorosłym. Wszystko to w pięć lat. Pomagaliśmy także dzieciom spoza naszej gminy, np. chłopcu ze Stęszewa, który doznał udaru, leczenie było trudne, ale dziś chłopiec gra już w piłkę nożną. Ostatnie akcje były poświęcone trzyletniemu chłopcu z Poznania walczącemu z chorobą nowotworową. Dzień przed wigilią zbiórka zamknęła się sukcesem, zebrano blisko 3,5 miliona złotych. I te właśnie statystyki dają siłę, każda kolejna zbiórka zakończona jest sukcesem.
Nasze państwo nie jest ubogie. Ma obowiązek leczyć obywateli, ratować dzieci, lecz tego nie robi. Leczenie beznadziejnie chorych dzieci możliwe jest tylko dzięki zaangażowaniu rodziców i dobremu sercu ludzi dobrej woli.
– Nigdy nie lubiłem oceniać takich sytuacji, bo co dla jednych jest białe, dla innych może być czarne. Fakty jednak są takie, że rodzice chorującego dziecka, którzy zaczęli już tracić nadzieję, dowiadują się od lekarzy, że możliwa jest pomoc, tylko trzeba na to wydać mnóstwo pieniędzy tu w Polsce lub gdzieś poza granicami, często w USA. Kiedy udaje się zebrać na przykład milion, okazuje się czasem, że potrzebne są jeszcze dwa miliony. Z Nadią zaczęło się od 5, a skończyło na 9 milionach. Całe szczęście, że można liczyć na pomoc tak potężnych organizacji, jak fundacja „Siepomaga” i „Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy”. Wykonują one wspaniałą robotę nagłaśniając, promując, zachęcając. Mają siłę przebicia. Szybkość przeprowadzenia zbiórki zależy głównie od liczby uczestniczących osób, pomocy rodziny, zaangażowania przyjaciół i znajomych, po prostu ludzi o dobrym sercu.
Nie dość, że państwo nie ratuje chorych, to rządowe media, w najlepszym przypadku, przemilczają działalność Wielkiej Orkiestry. Jej twórca, którego zasługi trudno przecenić, nie zasłużył na takie traktowanie przez rządzących.
– Swojej działalności charytatywnej staram się w żaden sposób nie wiązać ze światem polityki, wyznań religijnych czy przekonań światopoglądowych, jestem ponad to wszystko. Czynienie dobra dla ludzi czekających na nadzieję, oszukujących codziennie śmierć, nie powinno być kierowane przynależnością do czegokolwiek, trzeba pomagać zawsze i wszystkim. Muszę przyznać, że jest mi coraz trudniej pomagać, jest to bardzo obciążające psychicznie i fizycznie. Czynienie dobra nie jest łatwe, jednak bez pomagania innym żyć nie potrafię. Organizacja wydarzenia charytatywnego wymaga wiele pracy, ale przekazanie uzyskanych dzięki niemu pieniędzy na konto fundacji jest największą nagrodą. Uśmiech i radość uratowanego dziecka są bezcenne.
Takie imprezy to podstawa działalności pana i pańskich przyjaciół?
– Tak, im większe wydarzenie i im większa liczba uczestników, tym skuteczniejsza zbiórka. Organizatorzy mogą liczyć głównie na dobre serce i zaangażowanie drugiego człowieka. Nie robimy tego dla korzyści finansowych, nie szukamy poklasku, medali, odznaczeń. Działamy charytatywnie i bezinteresownie, wszystkie nasze imprezy są całkowicie oddane pomocy i wszystko odbywa się charytatywnie. Ktoś zapewni jedzenie, ktoś napoje, ktoś inne przyciągające ludzi atrakcje i tak kręci się ta machina. Nie jest sztuką pozyskać wielu sponsorów, wpompować w imprezę 50 tysięcy i uzyskać 20 tysięcy. Dlatego w naszych działaniach nie szukamy „dawców” przekazujących pieniądze, szukamy sponsorów dających coś, dzięki czemu impreza się odbędzie i dzięki czemu możemy pozyskać fundusze dla dzieci.
Atrakcje dostępne na takich imprezach budzą podziw. Warto się pojawić choćby po to, by obejrzeć auta widywane tylko w filmach. Można też zobaczyć występ znanych wykonawców.
– Wszystkie takie imprezy odbywają się dzięki moim znajomym, kolegom, przyjaciołom. Mogę do nich zadzwonić, w kilku zdaniach powiedzieć, w czym rzecz, a oni są do dyspozycji. Bezwarunkowo, bezinteresownie. W ubiegłym roku, dzięki współpracy z Robertem Kuraszem, zorganizowaliśmy w Chomęcicach wielką imprezę strażacką, z udziałem 38 wozów bojowych i innych specjalistycznych pojazdów. Tego tu jeszcze nie było. Szkoda tylko, że pogoda nie dopisała. Należę do grupy American Dreams Cars Poznań, mogę liczyć na pomoc przyjaciół, ludzi z pasją. Jesteśmy jak rodzina amerykańska. Potrzebna jest pomoc? Nie ma sprawy. Mamy w planach kolejne charytatywne wydarzenia, jeśli zdrowie i życie pozwoli będziemy chcieli działać dalej i walczyć o dobro, a o szczegółach będziemy informować na bieżąco. Mamy wiele pomysłów.
W trudnych czasach trudno się obejść bez pomocy bliźnich.
– Bywało nieciekawie, wymęczył nas Covid i wojna za wschodnią granicą, nie sprzyja inflacja i rosnące ceny codziennego życia. Całe szczęście, że organizując imprezy możemy liczyć na partnerstwo lokalnych instytucji. Rok 2022 to była współpraca z Gminnym Ośrodkiem Kultury w Komornikach. Jestem bardzo wdzięczny panu dyrektorowi Damianowi Konieczek i pani Iwonie Szczerbiak. Dzięki nim mogły się odbyć imprezy samochodowe, strażacka, koncerty. Przyjechał do nas Peja Slums Attack, człowiek legenda w świecie muzyki. Dzięki współpracy z GOK-iem imprezy charytatywne rozkręciłem do takich rozmiarów, że chyba trzeba już pomyśleć o sztabie ludzi, którzy to będą kontynuować. Oczywiście będę służył wiedzą, pomysłami, znajomościami.
Rozmawiał Józef Djaczenko