Decyzja o nieotwieraniu publicznych przedszkoli w dniu, na jaki zgodził się rząd (6 maja), przyjęta została pozytywnie. Większość wypowiedzi, zamieszczanych w mediach społecznościowych, zawiera akceptację dla postanowienia wójta Jana Brody. Stwierdził on, że ryzyko jest jeszcze zbyt duże.
Sprawa jest kontrowersyjna. Rząd, pozostawiając ostateczną decyzję samorządom, postawił je w trudnej sytuacji, nie ma tu bowiem dobrego rozwiązania. Zagrożenie zwiększenia się liczby zakażeń jest przecież poważne, nawet przy zachowaniu reżimu sanitarnego, stosowaniu wszelkich możliwych zabezpieczeń. Nie brakuje jednak rodziców, którzy muszą wrócić do pracy, a nie mogą znaleźć opieki dla swych dzieci.
Zanim decyzje zapadły, odbyły się konsultacje. Dyrektorzy placówek zbierali opinie i oczekiwania rodziców, przekazali je wójtowi. Okazało się, że zainteresowanie powrotem dzieci do przedszkoli nie jest duże. W jednym przypadku chęć przyprowadzenia dziecka wyraziło 28 rodziców na 150 zapisanych dzieci. W innych placówkach liczba chętnych waha się od kilku do kilkunastu.
Wójt określił datę otwarcia przedszkoli na 25 maja. Nic nie jest jednak jeszcze przesądzone. Wszystkie placówki muszą dostosować się do surowego reżimu sanitarnego, nie tylko tego narzuconego przez państwowe służby sanitarne, a rodzice podpisują oświadczenia, że zdają sobie sprawę z ponoszonego ryzyka.
Wójt decyduje w sprawach publicznych przedszkoli. W tych prywatnych, a także żłobkach, ryzyko spada na właścicieli. Niektórzy zdecydowali się swe placówki udostępnić.