Historia regionu, szczególnie okolic, w których mieszka, Powstanie Wielkopolskie, kolejnictwo, dzieje poznańskich Bambrów, motoryzacja, turystyka, zbieranie znaczków, rajdy piesze, wyprawy rowerowe – tym wszystkim pasjonuje się Wiktor Cegiołka, 69-letni mieszkaniec Łęczycy. Żyje tu od urodzenia, stara się przechować pamięć o miejscach, z którymi jest związany.
Przez dekady prowadził działalność gospodarczą, miał z bratem wspólny zakład ślusarsko-instalacyjny. – Zaczynaliśmy od budowy szklarni, świniarni, gdzie potrzebne były konstrukcje stalowe. Wykonywaliśmy kraty, bramy, płoty – mówi. Teraz, gdy brat zrezygnował, para się tym samodzielnie, na mniejszą skalę.
Dużym zaskoczeniem jest wejście z jego podwórka do mieszkania. Na zewnątrz widzi się dużo krat, rur, większych lub mniejszych metalowych konstrukcji świadczących o zawodowej działalności właściciela. Wewnątrz rzucają się w oczy regały wypełniające całe ściany, uginające się od książek, opracowań, dokumentów, czasopism, zdjęć, czyli tego, co stanowi główne jego zainteresowanie.
– Największą mają pasją jest Powstanie Wielkopolskie. Mam mnóstwo opracowań na ten temat, w tym te, które ukazały się w ostatnim czasie. Sam też dokumentuję pamiątki po dawnych wydarzeniach – opowiada. Wspólnie z kolegą, na stulecie Powstania, odwiedził ponad 500 miejsc, gdzie upamiętniono działania z 1918 i 1919 roku. Wszystko fotografują i opisują, umieszczają w albumie. – Brakuje nam jeszcze ponad 300 miejsc, w które zamierzamy się udać. Jest ich coraz więcej, bo na stulecie przybyło murali, innych form uczczenia narodowego zrywu – dodaje.
Kolejny album, do którego się przymierza, ma dotyczyć najbliższych mu terenów. I tu nie brakuje pamiątek po Powstaniu i późniejszych wydarzeniach, takich jak druga wojna światowa. Także nią pan Wiktor się interesuje. Wspólnie z bratem Ryszardem prowadzi Klub Miłośników Historii Lokalnej przy domu kultury w Łęczycy.
Puszczykowo, Mosina, Stęszew, Luboń, Dopiewo, a także miejscowości gminy Komorniki – to jego pole działania. O tych terenach wie wszystko. Chciałby dla przyszłych pokoleń ocalić pamięć o tym, co zanika, czego za chwilę nie będzie. Niektóre miejsca nosiły nazwy brzmiące obco dla młodszych od pana Wiktora. Mówi, że zanim pojawiły się Wiry, znajdowała się tu miejscowość Wirki. Kątnik to nazwa nowa, wcześniej były Kaczęta.
Dziś, gdy pracuje coraz mniej, ma więcej czasu na krzewienie zainteresowań, na wyszukiwanie miejsc związanych z ciekawą przeszłością. Może też udzielać się społecznie, choć i wcześniej nie stronił od działalności na rzecz lokalnej społeczności. – Uczestniczę w pracach rady sołeckiej „od zawsze”, byłem we wszystkich kadencjach z wyjątkiem jednej – podkreśla.
Należy do Klubu Kolekcjonerów Znaczków Turystycznych, do Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Komornickiej. Zgłosił projekt uczczenia 105. rocznicy urodzin założyciela Towarzystwa, Stanisława Nowaka, specjalnym kubkiem z jego wizerunkiem, opisem. – Przyznaję, że ostatnie spotkanie opuściłem. Wsiadłem na rower i pojechałem na odpust do Tulec – mówi. Bywa tam od lat, stara się takich wydarzeń nie opuszczać. W poprzednią niedzielę odwiedził odpust w Górce Duchowej. A w jeszcze wcześniejszą zwiedzał poznańskie forty, bo i tym się pasjonuje.
Pan Wiktor po mamie, z domu Plenzler, ma korzenie bamberskie. Nic dziwnego, że interesuje się także historią poznańskich Bambrów. Zebrał całą kolekcję starych zdjęć. Pokazuje miejsca, które dziś wyglądają zupełnie inaczej. Marzy mu się zrobienie współczesnych fotografii, z tego samego ujęcia, dla porównania. Puste niegdyś obszary zostały zabudowane, pojawiło się mnóstwo nowych obiektów, poznikały stare, co zresztą wcale nie jest dla ludzi korzystne. Z Kątnika zniknął prom, którym można się było przeprawić na drugą stronę Warty do Czapur. Chcąc dziś dostać się na przykład do Wiórka, trzeba pokonać wiele kilometrów, przez Starołękę lub Rogalinek. To najbliższe mosty.
Pan Wiktor pasjonuje się też koleją parową, ma sporo opracowań na ten temat. Zainspirowała go budowa linii z Lubonia do Wolsztyna, wciąż obsługiwanej przez parowozy. – Mam książkę o budowie szlaku z Lubonia do Stęszewa. Budowa zajęła rok. Właśnie wtedy powstał ładny most nad Wirynką, przypominający akwedukt. Wszystko wykonywano ręcznie. A dziś? Wiadukt w Łęczycy budowali trzy lata – uśmiecha się. Mieszka tuż obok, od ronda i wiaduktu oddziela go symbol nowych czasów – ekran akustyczny. Pozbawił go widoku na Wielkopolski Park Narodowy, ale wycieczek rowerowych nie uniemożliwił.