Wielkie serce, empatia, nastawienie się na pomoc bezradnym – takie są cechy Bogdana Maćkowiaka. Dzięki charyzmie, umiejętności zjednywania ludzi udało mu się dokonać niemożliwego.
W Komornikach zamieszkał pół wieku temu, jako dwudziestolatek. Rodzice wywodzili się z Nowego Tomyśla. Po wojnie ojciec został naczelnikiem stacji kolejowej w Nowej Soli, więc rodzina przeniosła się na Ziemie Odzyskane. Wrócili do Wielkopolski, bo kolejne miejsca pracy ojca-kolejarza to Palędzie i Szreniawa.
Całe zawodowe życie pana Bogdana polegało na służeniu innym. Działał w Związku Młodzieży Wiejskiej, innych organizacjach politycznych, społecznych. W wielu miejscach zostawił po sobie dobre wspomnienia, zwłaszcza tych, którym pomógł. Wielokrotnie był odznaczany, w czasach dawnych i najnowszych, w Wielkopolsce i przez prezydenta RP. – Brakowało mi tylko nagrody w Dopiewie, ale ostatnio wręczono mi tam Filara – śmieje się pan Bogdan.
Pomagał różnym potrzebującym, na przykład niewidomym, ale najbardziej jest znany z działań na rzecz niepełnosprawnej młodzieży. Dlaczego się na to nastawił? – Mój syn urodził się z porażeniem mózgowym. Wiem, co to znaczy opiekować się takimi osobami. W 2000 roku założyłem Stowarzyszenie na Rzecz Osób Niepełnosprawnych „Promyk”. Siedzibą są Komorniki, a dokładnie moje mieszkanie. W tym roku będziemy obchodzili 20-lecie – mówi prezes “Promyka”.
Najpierw była tułaczka. „Promyk” gnieździł się w Głuchowie, w szkole w Komornikach. W 2003 roku Andrzej Strażyński, ówczesny wójt Dopiewa przykazał stowarzyszeniu były klub rolnika w Dopiewcu. Udało się miejsce to zagospodarować. W pierwszych warsztatach uczestniczyło 25 osób. Stowarzyszenie rozrastało się, pojawiało się wielu chętnych, trzeba było szukać nowej lokalizacji. Udało się pozyskać byłą szkołę w Otuszu (gmina Buk). – Władowaliśmy w to mnóstwo pieniędzy, trzeba było zrobić generalny remont – wspomina Bogdan Maćkowiak.
Pojawiła się możliwość zagospodarowania „Vitalii” w Konarzewie, lokalu po słynnym w całej Polsce kombinacie PGR. Niełatwo było ją przejąć, wyremontować, ale dzięki ludziom dobrej woli udało się wreszcie urządzić tam warsztaty terapii zajęciowej dla osób niewidomych, z porażeniem mózgowym, upośledzonych umysłowo, z zespołem Downa. Pan Maćkowiak opowiada o życzliwości i konkretnej pomocy władz Komornik, Stęszewa, Dopiewa, Buku, powiatu poznańskiego. Wykorzystał też znajomości polityczne, a ministrem był Wielkopolanin Stanisław Kalemba z PSL-u.
Ośrodek w Konarzewie położony jest w granicach administracyjnych Dopiewa, ale niemal na granicy gminy Komorniki. W zajęciach w Otuszu, w Konarzewie uczestniczą osoby z sąsiednich miejscowości, nawet z Mosiny. „Promyk” sam ich przywozi. – Mamy pięć pojazdów, same „nówki”. Ostatnio kupiliśmy bus Forda i 18-osobowy autobus – mówi z dumą Bogdan Maćkowiak.
Trudno nie zapytać – skąd założyciel Stowarzyszenia bierze pieniądze na tak szeroką działalność? – Mamy sponsorów, pomagają nam gminy, zainteresowane przecież, by ich mieszkańcy znaleźli dobrą opiekę. Jakoś się udaje, ale łatwo nie jest, wszystko muszę „wychodzić” – mówi. Zatrudnia czterech rehabilitantów. Co sobotę świadczą pomoc na miejscu, odwiedzają też w domach tych, co mają problemy z ich opuszczaniem.
Każdy przypadek niepełnosprawnego młodego człowieka to osobny dramat. Zdarza się, że matka powinna iść do szpitala, ale nie może, bo nie ma gdzie ulokować dziecka. – Dlatego moim marzeniem jest budowa hostelu, na 15 osób. Koncepcja jest zrobiona. Powstanie projekt, ale najpierw muszę na ten cel „wychodzić” 70 tys. zł – mówi pan Maćkowiak. Hostel ma stanąć w Otuszu, udało się znaleźć dobrą lokalizację.
Epidemia sparaliżowała terapię zajęciową, ale to stan przejściowy. 84 uczestników warsztatów nie może się doczekać wznowienia zajęć, czyli uczenia się gotowania potraw, obsługi komputera, prowadzenia ogrodu, działań plastycznych. Rodzice przekonują się, jak cenna jest pomoc świadczona ich dzieciom.
– Dzwonią do mnie, coraz trudniej im radzić sobie w czterech ścianach – wzdycha pan Bogdan. Oni przynajmniej wiedzą, że kiedyś warsztaty zostaną wznowione. Kilkanaście rodzin, chcących skierować niepełnosprawnych na zajęcia, musi czekać na zwolnienie miejsc. Łączna liczba podopiecznych „Promyka” dochodzi do 150. Niektórzy znaleźli pracę, uczęszczają do szkół specjalnych.
Wszystkie te działania nie byłyby możliwe bez zrozumienia i przychylności wójtów i burmistrzów. Jak pan Maćkowiak twierdzi – ma wielkie szczęście, bo w innych gminach różnie z tym bywa. Stać go nawet na wyprawianie latem podopiecznych nad morze. W tym roku chyba się to nie uda…