Paweł Bączyk od 35 remontuje, montuje, nadzorując instalacje elektryczne na terenie gminy. Stał się nie tylko świadkiem, ale i uczestnikiem przemian, jakie tu nastąpiły.
Podczas noworocznego koncertu wójt Jan Broda wyróżnił zasłużone osoby nagrodami Bene Meritus. Jedną z nich, za etyczne prowadzenie biznesu, przyznał Pawłowi Bączykowi. Laureat statuetkę odebrał z opóźnieniem, ale ze wzruszeniem, bo zanim to się stało, przeszedł długą drogę. Kto zdążył go poznać, nie ma wątpliwości, że wyróżnienie jest uzasadnione.
Pierwsze lata życia spędził w Niepruszewie. Nie wywodzi się z zamożnej rodziny, miał czworo rodzeństwa. Chcąc stanąć finansowo na nogi, jeszcze jako uczeń technikum mechaniczno-elektrycznego zgłosił się do pracy za granicą. Budimex wysłał go do Moskwy, do budowy polskiej ambasady. Przez prawie dwa lata zobaczył i przeżył tyle, że jest o czym opowiadać. Sporo zarobił dzięki pracy i handlowi, czyli wykorzystaniu rynkowych niedoborów.
Po powrocie dokończył technikum. W 1980 roku wziął ślub z jedną ze szkolnych koleżanek. Osiedli w Komornikach. Mieli troje dzieci. Syn niestety zginął w wypadku drogowym, półtora tygodnia po pierwszej komunii. Rodzina mocno tę tragedię przeżyła. – Akurat zaczęło nam iść dobrze, budowałem dom. Przekonałem się boleśnie, że życie daje nie tylko radość – mówi Paweł Bączyk.
Na przełomie roku 1984 i 1985 zaczął działać na własny rachunek, co w czasach komuny było trudnym wyzwaniem. Pokonał pierwsze trudności, firma do dziś prosperuje w branży elektrycznej. – Ani przez moment nie pozostawałem bez zleceń, zawsze było zapotrzebowanie na te usługi – podkreśla. Otrzymywał zlecenia prywatne, od zakładów i urzędów. Prowadził remonty, instalował sieć elektryczną w nowych budynkach.
Pierwsze zlecenie otrzymał od prezesa SKR-u z Komornik. Mógł spłacić długi zaciągnięte na rozruch firmy. – Nie miałem samochodu, do pracy podwoził mnie kolega Krzysztof Lisiak. Zawsze będę mu wdzięczny. Także innym osobom, bez których nie byłoby mnie tu, gdzie jestem. Miałem szczęście trafiać na dobrych ludzi, za których Bogu dziękuję – mówi.
Wzrusza się wspominając takie osoby, jak Adama Bazylaka. – Też był elektrykiem. Podarował mi słupołazy, bym mógł wspinać się na słupy. Zachowałem je do dziś, traktuję jak relikwie. Pan Bazylak życzył mi wytrwałości. Spełniło się. Mija 35 lat, a ja go wciąż pamiętam… – w oczach Pawła Bączyka szklą się łzy.
Na początek miał tylko szczere chęci i rower używany do transportu. Kierownicę owijał pękiem przewodów. Wzdłuż ramy przytwierdzał drabinę, na bagażnik ładował gips i narzędzia. Tak załadowany pojazd można było tylko prowadzić. Zamarzyło mu się przechodzone auto. W 1989 roku stał się szczęśliwym posiadaczem dużego fiata. Powoli stawał finansowo na nogi, ale kosztem ciężkiej pracy, po 10 godzin dziennie. Żona opiekowała się dziećmi i domem, a on jeździł do pracy. – Żona nie widziała mnie po całych dniach, sama musiała wszystko prowadzić. Zawsze jej będę za to wdzięczny – podkreśla.
Nawiązał współpracę z naczelnikiem gminy, pracował na jej rzecz. Robił przeglądy instalacji, remontował. Jak na ironię, podróżując z Poznania do Komornik, narzekał na egipskie ciemności. – Jedna lampa była w Żabikowie, druga dopiero przy kiosku w Komornikach. Zdarzało mi się w ciemnościach minąć Komorniki, wracać z Konarzewa – śmieje się i cieszy się z przemian, jakie tu nastąpiły. Opowiada, jak mało stało tu domów. Dopiero w latach 90. zaczął się boom. Rosły budynki i całe osiedla, pojawiała się firma za firmą, hala za halą.
Uczestniczył w tych przemianach. Bez niego nie mogła się obejść budowa szkoły i innych obiektów samorządowych. Tak jest do dziś. – Ciągle coś powstaje. Czasami myślę, że chyba już jest tego za dużo, robi się duszno. Przydałoby się zachować trochę przestrzeni – mówi, choć zdaje sobie sprawę, że czas typowej wiejskiej gminy bezpowrotnie minął.
W 1998 roku na jedną kadencję został radnym, uzyskując najwyższe poparcie. Prowadził komisję planowania przestrzennego, która miała pełne ręce roboty, spotykała się co kilka dni, bo gmina przeobrażała się gwałtowanie. Poświęcał temu mnóstwo czasu i energii, aż stwierdził, że trudno godzić intensywną pracę samorządową i zawodową, skupił się na tej drugiej.
Zdobył wszystkie możliwe uprawnienia zawodowe, także pedagogiczne. Wyuczył fachu niejednego ucznia. Niektórzy z nich prowadzą dziś własne firmy. Aktualnie zatrudnia cztery osoby. – Nagrodę, jaką odebrałem od pana wójta, traktuję jako dokonanie całej firmy. Bardzo moim chłopakom dziękuję, mają udział we wszystkim, co udaje się na rzecz gminy zrobić – mówi z przekonaniem.
Gdy w trakcie noworocznego koncertu szwankowało nagłośnienie i oświetlenie, widzowie żartowali, że przydałby się pan Bączyk. – Nie mogłem uczestniczyć, ale myślami byłem na koncercie. Może dlatego awarię udało się usunąć. Jak wam prąd nie styka, dzwońcie po Bączyka – śmieje się pan Paweł.