Miasta i gminy wyludniły się, pustki panują także w miejscowościach gminy Komorniki. Ludzie zdają sobie sprawę, że izolacja to jedyny pewny sposób uchronienia się przed zakażeniem. To dla nas nowa sytuacja, przeżywamy ją po raz pierwszy, i oby ostatni. Co innego w wiekach ubiegłych. Ostatnia epidemia cholery, powodująca masowe umieranie, nawiedziła okolice Poznania 150 lat temu.
Cyklicznie nawiedzające Wielkopolskę epidemie były zjawiskiem budzącym grozę. Ludzie modlili się o obronę przed największymi zagrożeniami. „Od powietrza, głodu, ognia i wody…”. Morowe powietrze było takim samym nieszczęściem, jak pożar, powódź, przemarsz obcych wojsk.
Pierwsze wzmianki o morowym powietrzu w tych okolicach pochodzą z XI wieku. Pierwsze udokumentowane przypadki noszą datę 1174. Potem już otwarte na handel miasto bywało zapowietrzone co kilkanaście lat, gdy dżuma, czarna ospa, tyfus, cholera i inne zakaźne choroby zbierały tragiczne żniwo. W 1514 roku ofiarą dżumy padła połowa populacji Poznania, czyli 10 tys. osób.
Ostatnie groźne epidemie nawiedziły te okolice w XIX wieku. W 1815 roku w Chomęcicach stanęła kapliczka upamiętniająca zmarłych na cholerę (na zdjęciu). Chowano ich we wspólnym grobie, by zaraza się nie rozprzestrzeniła. Obok stawiano takie właśnie kapliczki, albo krzyż, jak w niedalekim Rosnowie. Prawdopodobnie zaraza przywleczona została z Niemiec.
W czasach napoleońskich roznosicielami zarazy byli przemieszczający się w tych okolicach żołnierze. W 1831 r. cholerę do Wielkopolski przywlekli Rosjanie ścigający uczestników Powstania Listopadowego. Jej ofiarą padło wtedy 2 proc. poznańskiej populacji.
Groźne epidemie zawsze miały związek z przemieszczaniem się ludzi. W 1848 roku ruszyły pociągi na nowej trasie z Poznania przez Wronki do Szczecina, a w tych miastach akurat wybuchła epidemia cholery. Linia kolejowa wzbudziła duże zainteresowanie, poznaniacy masowo nią podróżowali dla rozrywki, nic więc dziwnego, że sprowadzili do siebie epidemię.
Ostatni atak zarazy nastąpił w 1871 r. Chorowała ludność pozbawiona dostępu do wody z pewnego, czystego źródła. Epidemiologiczne zagrożenia ustąpiły, gdy staraniem Edwarda Raczyńskiego powstał pierwszy wodociąg, z drewnianymi jeszcze rurami.
Już w XX wieku, po I wojnie światowej, ludzie w Europie masowo umierali na grypę “hiszpankę”, która – wbrew nazwie – prawdopodobnie przywleczona została z Ameryki.